Czy osoba niewierząca może być zbawiona?

18 czerwca, 2024

Na to pytanie poszukiwano odpowiedzi już od początku chrześcijaństwa. Przy wyjaśnieniu ważne jest, choćby krótkie, prześledzenie historii rozumienia sformułowania „poza Kościołem nie ma zbawienia”. Na przestrzeni historii myśli teologicznej dotyczyło ono nie-katolików, przedstawicieli innych religii, niewierzących i dzieci nieochrzczonych. Taki rys pozwoli uniknąć wybiórczego cytowania Ojców Kościoła, czy Pisma Świętego, a co za tym idzie także nieporozumień.

Co mówi Pismo Święte?

W Nowym Testamencie fragment, który najdobitniej określa przynależność do Chrystusa odnaleźć możemy w obrazie Sądu (Mt 25, 32-46). Bóg mierzy tam odniesienie do siebie traktowaniem drugiego człowieka, gdy widzieli Go głodnym, spragnionym, przybyszem. Nawet jeśli człowiek nie jest świadomym, że w drugim człowieku przyjmuje Chrystusa i nie ma w nich myśli o Chrystusie, to i tak jest tym, który Go przyjmuje.

Paweł jako misjonarz pogan mówi do Ateńczyków o Bogu, którego szukają niejako po omacku. „W rzeczywistości jest On niedaleko od każdego z nas. Bo w Nim żyjemy, poruszamy się i jesteśmy” (Dz 17, 27-28). Poganie żyjący według prawa natury, wypisanego w ich sercach, mogą być usprawiedliwieni i otrzymać życie wieczne od Chrystusa, o którym nie słyszeli (por. Rz 2, 6-11).

Cyprian i jego „poza Kościołem nie ma zbawienia”

Sławne stwierdzenie „extra Ecclesiam salus nulla” (poza Kościołem nie ma zbawienia) sformułował w połowie III wieku św. Cyprian, biskup Kartaginy.

Pojawiło się ono w kontekście polemiki z nowacjanami, którzy odstąpili od wiary podczas prześladowań za Decjusza, a po ich ustaniu, chcieli powrócić do Kościoła. Cyprian wskazał im, że kryterium przynależności nie wiąże się tylko z wiernością doktrynie, ale także z podporządkowaniem się biskupowi. Buntujący się przeciw niemu, buntują się przeciw samemu Bogu. W ten sposób powstało twierdzenie, że choćby ktoś był prawowierny to stając przeciw Kościołowi, wyrzeka się Chrystusa, ponieważ „nie może mieć Boga za swego Ojca ten, kto nie ma Kościoła za swą matkę”, ponieważ „poza Kościołem nie ma zbawienia”.

Stwierdzenie Cypriana wynikało nie tyle z wszechstronnej i wyważonej refleksji eklezjologicznej, ale było narzędziem bieżącej polemiki, która miała służyć zdyscyplinowaniu wiernych. Biskup Kartaginy spotkał się nawet z ostrą opozycją papieża Stefana z powodu wniosku, jaki wbrew tradycji wyprowadzał z „extra Ecclesiam”, na temat tego, że chrzest udzielany przez heretyków i schizmatyków jest nieważny. W tradycji taki chrzest uważano za ważny.

„kto wierzy i ochrzci się”

W średniowieczu przy tak rygorystycznym stanowisku trwał przede wszystkim św. Augustyn. Jego pogląd był dość prosty; ludzie nie włączeni do tej społeczności przez chrzest, albo od niej odłączeni, pójdą na potępienie. Nawet niemowlęta zmarłe bez chrztu, jako nie należące do Chrystusa. Chociaż mówił, że one akurat będą w lżejszym piekle. Zresztą Ojcowie Kościoła w ogóle dość rygorystycznie podchodzili do związku przynależności do Kościoła ze zbawieniem. Uważali, że zbawienie istnieje tylko w Chrystusie. I oczywiście dziś także mówimy w ten sam sposób, oni jednak sądzili, że nie da się ocalić zasady jedynego pośrednictwa Chrystusa bez wykluczenia od zbawienia tych, którzy Go nie znają lub odrzucają ustanowiony przezeń Kościół. Konsekwencje takiego rozumienia było widać wyraźnie na przykład w czasie misji wśród pogan i nowych ludów. Chrześcijańskie piekło pochłonie hurtem niekatolików. Ale misji nie zaczynano od wzbudzania wiary, głoszenia kerygmatu itd. Z ewangelicznego „kto uwierzy i ochrzci się”, jako warunku zbawienia, zapamiętano przede wszystkim drugą część, skupiając się na sakralnym rycie, a sferę przekonań i sumienia traktując bardzo pobieżnie. I tak przybyli do Meksyku franciszkanie potrafili we dwóch ochrzcić nawet po 8-14 tysięcy Indian dziennie.

Łagodzenie dyskursu

W okresie poreformacyjnym odmawiano sobie nawzajem prawdziwej wiary, dobrej woli i nadziei zbawienia. Jednocześnie rosła świadomość, że kolejne pokolenia wychowane przez tych, których odeszli od Kościoła, mylą się bez własnej winy. Nie znaczy to oczywiście, że z katolickich ambon upowszechniano starochrześcijańską naukę o ważności chrztu u heretyków i schizmatyków albo że popularyzowano Tomaszowe stwierdzenie o Bogu, którego sakramenty nie wiążą, a Jego łaska działać może i poza widzialnym Kościołem (Suma Teologiczna III, kwestia 68). Społeczne oświeceniowe przemiany i nowe myślenie stawały się tłem, na którym zmieniało się także rozumienie wielu kwestii teologicznych, m.in. kwestia zbawienia niewierzących. Używany przez nią od wieków model ekskluzywny określający kto może być zbawiony, przekształcał się w model komprehensywny, który kładł akcent określanie w jaki sposób ludzie dochodzą do zbawienia. Te nowe akcenty zaczynały się pojawiać już od XIX wieku w niektórych listach biskupów, kazaniach, czy katechizmach.

„żadnej winy nie ponoszą”

Z papieży to Pius IX rozróżnił między konieczną do zbawienia przynależnością do Kościoła katolickiego, z jednoczesną trudną do przezwyciężenia nieznajomością prawdziwej religii u ludzi, którzy „żadnej nie ponoszą winy z tego powodu w oczach Pana. Lecz któż wobec różnorodnej natury narodów, krajów, umysłów oraz wielu innych okoliczności miałby tyle odwagi, by określić granice tej niewiedzy”. Przypominał on także, że nie wolno stawiać granic miłosierdziu Boga i że Bóg ofiaruje swą łaskę każdemu, kto stara się żyć zgodnie z własnym sumieniem. Kolejni papieże (Leon XII i Pius X) przypomnieli o możliwości zbawienia tych, których nieznajomość religii chrześcijańskiej jest niepokonalna. Później Pius XII w encyklice „Mystici Corporis” rozróżnił przynależność do Kościoła, która realizuje się poprzez aktualną obecność oraz przez pragnienie.

Dyskusja na temat przynależności ożywiła się wśród teologów Ameryki Północnej. Nie brakowało w niej stwierdzeń, że ci, który jawnie nie należą do Kościoła katolickiego będą potępieni. W związku z tym Watykan napisał list do arcybiskupa Bostonu, Cushinga, w którym po raz kolejny potwierdzona jest zmiana w podejściu do związku między przynależnością do Kościoła i zbawieniem. Święte Oficjum przypomniało, że Chrystus ustanowił Kościół „jako środek do zbawienia, bez którego nikt nie może wejść do Królestwa chwały”, ale jednocześnie potępiło „tych, którzy wyłączają ze zbawienia wiecznego wszystkich ludzi, złączonych z Kościołem tylko przez samo ukryte pragnienie”, choćby niewyraźne.

„cokolwiek bowiem znajduje się w nich z dobra i prawdy”

Skoro Bóg chce zbawić wszystkich, to poza ramami Objawienia (która to, jak wierzymy, jest w kościele katolickim) nie ma próżni. Historia zbawienia dotyczy wszystkich osiągając punkt kulminacyjny w Chrystusie.

Karl Rahner, niemiecki teolog, jeden z ojców soborowych soboru watykańskiego II, wyciągnął dość radykalny wniosek, że jeżeli wszyscy objęci są zbawczą wolą Boga, a zbawienie urzeczywistnia się tylko przez Kościół, to wszyscy muszą być jego członkami. Jawnymi lub anonimowymi, ale rzeczywistymi. O ich przynależności decyduje przyjęcie w ten czy inny sposób Objawienia, wraz z którym Bóg ofiarowuje człowiekowi nowy wymiar istnienia w porządku łaski, a człowiek odpowiada aktem wiary nadprzyrodzonej. Innymi słowy decyduje to, że przyjmują swoją codzienność, swoją egzystencję, że wybierają dobro zwłaszcza w sytuacjach granicznych, a przez to żyją uaktualniając łaskę. To sprawia, że życie człowieka, nawet jeśli sobie tego nie uświadamia na poziomie refleksji, jest życiem zgodnym z tym, co jest Kościołem.

Sobór watykański II poszedł w tym kierunku, choć nie tak daleko. Mówił on o tym, że Chrystus zbawia w ustanowionym w tym celu Kościele, którego świadome odrzucenie w tej roli byłoby wyrzekaniem się zbawienia. W Konstytucji dogmatycznej o Kościele „Lumen Gentium” omówił także stopnie związku ludzi z Kościołem. Po pierwsze, są to ludzie należący do niego w pełni (katolicy), którzy jednak nie dostąpią zbawienia, jeśli należą tylko „ciałem”, a nie trwają w miłości. Po drugie, są to chrześcijanie związani z Kościołem katolickim poprzez Biblię, podstawowe prawdy, życie z wiary, sakramenty. Po trzecie, także ci, „którzy jeszcze nie przyjęli Ewangelii, w rozmaity sposób przyporządkowani są do Ludu Bożego”, czyli przede wszystkim żydzi, muzułmanie oraz ci, „którzy szukają nieznanego Boga po omacku i wśród cielesnych wyobrażeń”. Wszyscy oni, jeśli bez własnej winy nie znają Ewangelii i Kościoła, ale szczerze poszukują Boga i starają się pełnić Jego wolę, poznaną w nakazach sumienia, „mogą osiągnąć wieczne zbawienie”. I wreszcie szansy zbawienia nie są pozbawieni także ci, którzy bez własnej winy nie doszli jeszcze do wyraźnego poznania Boga, a usiłują żyć uczciwie. „Cokolwiek bowiem znajduje się w nich z dobra i prawdy, Kościół traktuje jako przygotowanie do Ewangelii” (LG 14-16).

Warto podkreślić, że Kościół nie wskazuje palcem kto konkretnie będzie zbawiony, a kto nie. Mówi o szansie, możliwości i nadziei zbawienia. Ponieważ ostateczny osąd i decyzja zawsze należy do Boga. I nikt nie może uzurpować sobie Jego kompetencji.